"13 Pierwotnych Klanowych Matek" Jamie Sams tłumaczone przez Marię Lewańską

Kochani, kochane, mam dobrą nowinę,



to będzie opowieść o narodzinach



Chaos i zamieszanie. Zagubienie w życiu i świecie. Zagubienie wśród ludzi. Zagubienie w sobie. Być kimś, być jakaś, sprostać oczekiwaniom, zasłużyć na miłość, uczyć się, robić, służyć, wstawać o świcie, kłaść się spać ostatnia i obsługiwać - mieszkanie, sprzęty, partnera, rodziców, dzieci, rodzinę, przyjaciół - dawać, dawać, dawać. Poganiać ciało, żeby jeszcze, żeby więcej, jeszcze tyle do zrobienia...



Zagubiło się szczęście. Zagubiła się radość.

Nie uczucia - tylko czynności, zadania, sprawy.

Nie czułość - tylko planowanie, organizowanie przyjemności, bieganie.



Tyle lat życia, tyle marzeń, nadziei, modlitw i tyle cierpienia.



A wszystko po to, aby odnaleźć to, co zawsze wiedziałam i zawsze czułam, co należało do mnie zawsze i z czym przyszłam na świat. Moje ciało PAMIĘTA. Moje SERCE pamięta.



Ocean bezwarunkowej miłości. A ja, kropla w tym oceanie. Fala na morzu.

Jestem miłością. Bezwarunkową.



Zawołałam więc do Stwórcy, do Niebios, do Matki Ziemi, prosząc o kobiece nauki. Zapragnęłam dalej rozwijać się duchowo, ale tak, aby uwzględniać moją kobiecość. Wpadłam w otchłań, w czarną noc duszy i teraz potrzebowałam czegoś nowego, aby powrócić do życia.



Akt zapłodnienia był ekscytujący. Trwał około roku.



Poczułam, że jestem, że jestem częścią, że jestem w nurcie, płynę i wszystko wraz ze mną. Jedna myśl, właściwa myśl, połączona z czystym pragnieniem serca, połączona z wibracją brzucha.



Została obudzona jakaś zapomniana tęsknota mojej duszy. Poczułam, że ożywia mnie i że podoba się także Wielkiej Tajemnicy, gdyż moje ciało uśmiechało się z akceptacją.



Jeszcze nie wiedziałam, że właśnie zaczęło się kreowanie nowego bytu, nowego życia. Gdy świat i stare nawyki wciągały mnie do czarnej dziury, siadałam ze sobą i z tym zarodkiem i przenosiłam się w piękny świat. Świat widziany w dawnych dziecięcych marzeniach i fantazjach, świat miłości, tkliwości i dobroci dla siebie. Płynęły łzy, ze wzruszenia, ze współzcucia, z tęsknoty. Czułam w tych momentach, że wraca do mnie życie.



Gdy nosimy w sercu dobrą nowinę, nie jesteśmy w stanie utrzymać jej w tajemnicy, zachować tylko dla siebie. Tak było i w moim przypadku. Zapragnęłam podzielić się z innymi kobietami tą nowiną - zapraszałam więc, siadałyśmy w kręgu, a ja opowiadałam o tym, co poruszało moje serce, snułam wizje i dzieliłyśmy się. Nasze serca wspólnie się wzruszały, pokazywałyśmy sobie na wzajem swoje piękno, uczyłyśmy się kochać same siebie. Kobiety są takie piękne, kobiety mają taką głęboką mądrość...



To były początki ciąży, która trwała około dziesięciu lat. Zarodek we mnie rósł. Czasami miałam wrażenie, że żyje swoim własnym życiem, a ja tylko mam mu utorować drogę na ten świat. Dać życie.



Z czasem zaczęłam nazywać - "moje dziecko".



Noszenie tego dziecka w sobie było cudownym doświadczeniem. Spędzaliśmy razem wiele czasu, a ono mnie uczyło. Otwierało. Wiele mnie nauczyło o znaczeniu słów, o zwracaniu uwagi na każdą myśl, która stwarza rzeczywistość i na każde wewnętrzne wrażenie, które jest jak drogowskaz w świecie chaosu. Towarzyszyło w trudnych chwilach, a także w radosnych spotkaniach z kobietami.



Najważniejsze, że nie byłam sama. Cały czas towarzyszyła mi doula, a właściwie wiele douli, które mnie wspierały, dodawały siły, pomagały, żeby dziecko urodziło się piękne i w pełni rozwinięte. Ciągle dopytywały się, jak się dziecko rozwija i kiedy będzie poród. Dziękuję wam wszystkim, dziękuję za energię i miłość. A przede wszystkim za cierpliwość i wiarę we mnie.



Przygotowywałam się do porodu przez kilka ostatnich lat - zaakceptowałam, że "moje" dziecko zacznie żyć swoim życiem, że pójdzie w świat i będzie miało kontakt z różnymi ludźmi. Najtrudniejsze okazało się odpuszczenie sobie bycia idealną, perfekcyjną matką i zaakceptowanie, że dałam z siebie wszystko co najlepsze, swoje serce i duszę i nie potrzebuję bać się opinii i osądów na temat, jaką to jestem matką.



Kiedy uznałam, że już jestem gotowa urodzić, zaczęłam rozglądać się za odpowiednią osobą, która przyjęła by poród oraz za dobrym miejscem. Zależało mi na osobie wrażliwej na piękno, uważnej, troskliwej, ale kompetentnej i takiej, która potrafi energicznie działać w świecie materii.



Najpierw spotkałam położników, byli zainteresowani dzieckiem i spełniali wszystkie moje oczekiwania. Ale ciągle poród odsuwał się w czasie. Czułam, że jeszcze coś potrzebuje zostać dopełnione... Czekałam i dojrzewałam wewnętrznie wraz z moim dzieckiem. W tym roku pojawiła się właściwa położna - kobieta - delikatna i kompetentna. Jej obecność przynosi spokój, pewność i jest balsamem dla duszy.

Teraz jestem spokojna, oddaję moje dziecko w dobre ręce.



18 września 2011 roku rozpoczął się poród. Zgodnie z przewidywaniami i planami, potrwa trzy miesiące, a dziecko ujrzy świat wraz z narodzeniem nowego światła (może odrobinę wcześniej) - przed zimowym przesileniem, przed gwiazdką.



Trzymajcie kciuki, ślijcie dobrą energię.

A ja będę słała informacje o postępach.



Dziecko ma na imię - "13 Pierwotnych Klanowych Matek" Jamie Sams



[Napisane 20 września, opublikowane 25 października. Autorka tłumaczenia - Maria Ela Lewańska]

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O dziedziczeniu traumy na podstawie wykładu prof. Jadwigi Jośko-Ochojskiej

Ślad pamięciowy w układzie limbicznym wg. Eleny Tonetti-Vladimirowej w tł. Magdy Polkowskiej